Wydarzenia z ostatnich 60 godzin są jak nowoczesny mit o Ikarze, w którym człowiek – tym razem Elon Musk – sięga po to, co wydawało się dotąd nieosiągalne. I nie tylko to, on chwyta te marzenia, uosobione w rakiecie Falcon 9, która ląduje z precyzją niemal nierealną, a prędkość, z którą zmierza ku Ziemi, staje się jedynie techniczną przeszkodą – nie barierą nie do pokonania.
Czym jest to, co widzimy w tych wydarzeniach? To nie tylko triumf technologii, ale przede wszystkim świadectwo zdolności ludzkiego umysłu do wprowadzania w życie wizji, które dla większości ludzi byłyby zbyt przerażające. Człowiek, który decyduje się „złapać” rakietę o wysokości 70 metrów, nie po prostu wylicza równania w zaciszu laboratoriów – on przekracza granice naszej wyobraźni. Zmienia on sposób, w jaki rozumiemy ograniczenia fizyczne i techniczne, i w efekcie przesuwa ludzkość o krok dalej w kierunku przyszłości, która jeszcze kilka dekad temu byłaby jedynie science-fiction.
Jednak zatrzymajmy się na chwilę i zastanówmy, co to wszystko oznacza. To nie tylko spektakl technologicznych osiągnięć, to filozoficzna refleksja nad tym, jak człowiek walczy o transcendencję własnych ograniczeń. Przykład Muska pokazuje nam, że człowiek, w całym swoim geniuszu i determinacji, dąży do uporządkowania chaosu rzeczywistości. To przecież ludzki umysł stworzył systemy zdolne do autonomicznego funkcjonowania w świecie – takie jak samochód bez kierownicy, jak autonomiczny autobus dla 20 osób. To również świadectwo rosnącej zdolności ludzkości do tworzenia technologii, które wkrótce staną się nieodłącznym elementem naszego codziennego życia.
Musk nie zatrzymuje się jednak na wizji nowoczesnego transportu. Wprowadza na scenę roboty humanoidalne, które swobodnie poruszają się wśród ludzi, rozmawiają z nimi i pełnią funkcje, które do tej pory przypisywaliśmy wyłącznie ludziom. To moment, który niesie ze sobą nie tylko ekscytację, ale i nieuniknione pytania etyczne. Czy kontrolowanie robotów przez ludzi, zdalnie, jest jedynie pierwszym krokiem do świata, w którym technologie te będą mogły działać bez nadzoru? A może to tylko preludium do czegoś jeszcze bardziej rewolucyjnego?
Nie możemy jednak uciec od pytania, jakie stawia ten technologiczny wyścig. W kontekście amerykańskiej dominacji w tej dziedzinie, europejska odpowiedź – obietnica budowy rakiety konkurencyjnej do Falcona 9, zapowiadana na 2030/32 rok – wydaje się jedynie smutnym przypomnieniem, że nawet w czasach nowoczesności, postęp nie rozkłada się równomiernie. To opóźnienie jest z jednej strony przejawem różnych priorytetów, z drugiej – dowodem, że postęp technologiczny nie jest liniowy ani gwarantowany.
To, co Musk robi z Falconem 9, Teslą i robotami, to nie tylko techniczne osiągnięcia – to również rewolucja kulturowa, która każe nam zastanowić się nad miejscem człowieka w świecie, w którym coraz więcej zadań, które uważaliśmy za nasze wyłączne, będą wykonywać maszyny. Czy to zabawne, czy smutne, że Falcon 9, startujący w 2010 roku, wciąż nie ma konkurencji? Być może to nie tyle komiczne, co tragiczne przypomnienie, że nie wszyscy są gotowi na tę rewolucję – rewolucję, która następuje nie dlatego, że chcemy tego jako społeczeństwo, ale dlatego, że ktoś nie bał się sięgnąć po to, co wydawało się niemożliwe.
Musk stawia nas wobec wyzwań, które nie są czysto techniczne. Każe nam zastanowić się, jakie miejsce w przyszłości ludzkości ma człowiek – ten sam, który tworzy maszyny zdolne do autonomii, ale również ten, który musi nauczyć się żyć z konsekwencjami swoich innowacji.